Not One Home

  • Not One Home
  • Big in Japan
  • Dalsze wyprawy
  • Po Europie i okolicach
  • o nas
thumb_DSC_0505_1024.jpg

Powrót z jądra ciemności

December 18, 2015 by Anna Jassem in Japonia, Służba zdrowia

Jasinek od jakiegoś czasu nie czuje się najlepiej. Nawracający kaszel, gorączki. Czterokrotnie odwiedzamy popularnego wśród tokijskich ekspatów pediatrę. Ten po ekspresowym badaniu (szybki rzut oka do gardła i uszu i trzykrotne przyłożenie słuchawki bez rozebrania dziecka) za każdym razem stwierdza anginę, żartując przy tym, że „mamusie zawsze niepotrzebnie się martwią”. Jako że Jasiek świszcze i ledwo oddycha, postanawiamy zasięgnąć opinii drugiego lekarza. Rentgen wykazuje poważne zapalenie płuc, wymagające natychmiastowej hospitalizacji. W szpitalu czeka nas jednak koszmarna niespodzianka, bo każą nam zostawić Jasinka zupełnie samego. Obdzwaniamy inne szpitale, ale bariera językowa nie pozwala nam zrozumieć, czy będziemy mogli towarzyszyć Jaśkowi, a infolinia medyczna dla cudzoziemców jest czynna tylko do 20tej. Z pomocą przychodzi facebookowa grupa tokijskich mam ekspatek. Na zadanie w piątek o 23tej pytanie w ciągu godziny dostaję kilkanaście odpowiedzi. W kolejnym szpitalu na przyjęcie czekamy 7 godzin, w czasie których co najmniej dziesięciokrotnie musimy podać numer telefonu, adres itp. Przypomina nam się procedura wydania japońskiego prawa jazdy, kiedy przez cały dzień odsyłano nas z jednego okienka do drugiego (np. osobno po zdjęcie analogowe i cyfrowe).

W końcu trafiamy na oddział pediatryczny. Po podaniu tlenu, kroplówki i dożylnych antybiotyków, stan Jaśka poprawia się dosłownie z godziny na godzinę. Po wszystkich torturach (pobieranie krwi, wenflon itp.) bidulek jest jednak kłębkiem nerwów; śpi wyłącznie na rękach, a na widok białego fartucha wpada w histerię. Szybko też zaczyna się nudzić w szpitalnym łóżeczku, wskazując wymownie na swoje buciki i namawiając do brrrm, brrrm (spaceru). Nas też męczy koczowanie na lilipucim posłaniu, w towarzystwie trzech innych rodzin, zwłaszcza że jeden z japońskich tatów chrapie jak Godzilla. Skaczemy więc z radości, gdy po czterech dniach wypuszczają nas do domu.

DSC_0003
thumb_DSC_0505_1024.jpg

Jaśkowa kolacja (pozostałe posiłki wyglądały tak samo)

Szczęście nie trwa jednak długo, bo już nazajutrz całą czwórkę dopada grypa żołądkowa (prawdopodobnie przyniesiona przez Ignasia ze szkoły), a kolejnego dnia Jasiek – oprócz biegunki - ma znowu kaszel i wysoką gorączkę. Spanikowani (choć ledwo żywi po nocy spędzonej w toalecie) wracamy do szpitala. Obawiamy się, że z powodu grypy żołądkowej Jasiek nie przyswaja antybiotyków. Lekarze twierdzą jednak, że tym razem to ‘tylko’ infekcja wirusowa i odsyłają do domu… Po dwóch dniach biedak nie jest w stanie ustać na nogach. Po raz trzeci zjawiamy się w szpitalu. Niestety okazuje się, że nasze obawy były zasadne.

Tym razem (jako że grypa żołądkowa jest bardzo zakaźna) lądujemy na pięć dni w jedynce. Co za luksus! Mamy nawet własną łazienkę i widok z okna jak z fototapety.

Po odsłonięciu firanki w nowym pokoju, Jasiek stwierdził, że „woooow!”

Po odsłonięciu firanki w nowym pokoju, Jasiek stwierdził, że „woooow!”

Szpitalny rygor nie pozwala jednak cieszyć się prywatnością. Na drzwiach można wprawdzie zawiesić tabliczkę nete imasu („śpi”), ale nie powstrzymuje to całodniowej procesji personelu. W 10-minutowych odstępach zjawiają się: pani od opróżniania koszy na śmieci, pan pobierający opłaty za posłanie, pani od mycia podłogi, pielęgniarka od inhalacji, lekarz od podawania antybiotyków, pielęgniarka od podawania probiotyków, pani od ustawiania sprzętów w pokoju pod kątem prostym oraz pielęgniarka od mierzenia temperatury. Żadna z tych czynności absolutnie nie może poczekać 30 minut, żeby dziecko mogło się spokojnie zdrzemnąć. Swoją drogą ta posunięta do bólu specjalizacja (krew pobiera Jaśkowi sześć osób: jedna od strzykawki, druga od wacika, trzecia od trzymania rączki itd.) tłumaczy pewnie niskie bezrobocie w Japonii. Szybko też odkrywamy, że relacja lekarz-pacjent wygląda zupełnie inaczej niż w Belgii. Lekarza tytułuje się tu sensei („mistrzu”), wita i żegna najgłębszym, 45-stopniowym rodzajem ukłonu (saikeirei), ale raczej nie wypytuje o stan pacjenta czy szczegóły leczenia. Jesteśmy chyba pierwszymi w historii szpitala pacjentami, którzy proszą o wyniki badań i nazwy podawanych dziecku leków.

DSC_0011
DSC_0027

Ostatnia niespodzianka czeka nas, gdy próbujemy uzyskać stosowne papiery dla naszej ubezpieczalni. Zaświadczenie w języku angielskim kosztuje ponad 10 tysięcy jenów (~350 PLN), a w japońskim - zaledwie 540 jenów. Jednak cena tego ostatniego wzrasta 10krotnie, jeśli ma być podany powód hospitalizacji...

Od wczoraj jesteśmy ponownie w domu, za tydzień badanie kontrolne. Z planowanego wyjazdu do Malezji nici, ale najważniejsze że jesteśmy razem, a Jasiek dochodzi do siebie.

December 18, 2015 /Anna Jassem
Japonia, służba zdrowia
Japonia, Służba zdrowia
  • Newer
  • Older

(c) 2018 Not One Home